Z wakacyjnego pamiętnika półkolonistki – I turnus
Witaj Mój Pamiętniczku po dwóch latach przerwy. Wcale o Tobie nie zapomniałam, tak tylko wyszło w zeszłe wakacje, że nie miałam specjalnie co pisać. Ale teraz nie dam Ci odpoczywać. Dzisiaj rozpoczęły się półkolonie – wymarzone i wyproszone.
Mama jakoś dała się przekonać (duży wpływ na to miała pewnie moja piątka z matmy) i zapisała mnie na półkolonie i to na dwa turnusy!. Od rana z niecierpliwością oczekiwałam, co też dzisiaj mnie spotka – przewidywałam, że będzie ciekawie i wcale się nie pomyliłam. Zaczęliśmy wprawdzie od zasad bezpieczeństwa, kontraktu, ale było przy tym tyle śmiechu i zabawy, że wcale nie było to nudne. Potem zawody sportowe i emocje takie, jak podczas meczu Polska – Szwajcaria :). Obiad, wymyślanie nazwy i okrzyku grupy, uczenie się hymnu półkolonii – w tym roku śpiewany na melodię „Szła dzieweczka do laseczka”, wręczenie nagród za sport… Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły te godziny. A wiem, że kolejne dni będą coraz lepsze. Jutro jedziemy do ZOO, młodsze grupy idą sobie do Czerska na zamek. Będzie super!
Wtorek, 28.06
„My byliśmy dzisiaj w ZOO, widzieliśmy zwierząt sto! Widzieliśmy zwierząt sto! Zwierząt było sto! Spędziliśmy miłe chwile, zatańczyły nam goryle! Zatańczyły nam goryle i zaryczał lew!”
To jest druga zwrotka naszego hymnu. Z pewną dumą przyznaję, że jej autorkami byłyśmy my – dziewczyny z grupy piątej. Właściwie tekst oddaje wszystko, z ta tylko różnicą, że lew tak naprawdę zaszczekał (!) – przynajmniej brzmiało to bardziej jak szczeknięcie niż ryczenie. Młodsi byli w Czersku – ze swojej wyprawy wrócili z rysunkami, bo mieli tam plener malarski. Motyw przewodni wszystkich rysunków – zamek. Ciekawe dlaczego…
Środa, 29.06
Ale dzisiaj było gorąco! Szczęście, że mieliśmy w planach wyjście na basen. Bawiliśmy się jak szaleni przez bite trzy godziny. W sumie to i młodsze grupy miały fajnie. Pojechały sobie do parku linowego w Pęcławiu. Nas czeka to w przyszłym tygodniu. Padam z nóg, chyba ta woda wyciągnęła ze mnie całą energię. Do jutra Pamiętniczku!
Czwartek, 30.06
Ale niespodzianka! Byliśmy dzisiaj w skansenie w Łowiczu i mieliśmy warsztaty z kaligrafii. W pierwszej chwili zdębieliśmy na sam dźwięk tego słowa, ale pani wyjaśniła nam, że jest to nauka pięknego pisania. Dostaliśmy pióra ze stalówkami, a nawet prawdziwe – gęsie! Do tego atrament w pojemniczku (nazywa się kałamarzem) i do dzieła! Kiedy pomyślę, że moja babcia musiała tym pisać… Strasznie to trudne, żeby litera była podobna do litery, a nie do jakiegoś niezidentyfikowanego (jak ja to napisałam?) obiektuJ. Po godzinie udało mi się napisać jako tako (bez kleksów i w miarę kształtnie) swoje imię – zaledwie pięć liter! A gdybym musiała stworzyć wypracowanie??? Młodsze grupy były na basenie. Pięknie – my pracowaliśmy umysłowo i fizycznie, a oni tylko się bawili. I gdzie tu sprawiedliwość?
Piątek, 01.07
„Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej…”. To zdanie świetnie oddaje charakter dzisiejszego dnia, w którym mieliśmy Półkolonijnych Giganciarów. Chociaż może bardziej pasowałoby, że „nie o to chodzi, jak co komu wychodzi”J. A więc przede wszystkim był śpiew i trochę układów tanecznych. Ania dała nam prawdziwy pokaz profesjonalnego tańca. Przy okazji okazało się, że większymi giganciarami są dziewczyny – każda wystąpiła i w dodatku postanowiłyśmy zaprezentować się całą grupą z półkolonijnym hymnem w naszym wykonaniu. Publiczność (czyli chłopaki) szalała. Robiliśmy oczywiście zdjęcia, po czym okazało się, że… żadne nie jest ostre! L
Młodsze grupy pojechały do ZOO – zapomniałam ich zapytać, czy lew wydał z siebie jakiś odgłos. A po obiedzie chodziliśmy na szczudłach – do tego trzeba mieć wyjątkowy talent!
Poniedziałek, 4 lipca. Drugi tydzień półkolonii
Jesteśmy najlepsze!!! My to znaczy dziewczyny z piątej grupy. W ramach dzisiejszych warsztatów tanecznych stworzyłyśmy sobie super układ. Oczywiście głównym mózgiem była Ania, ale każda z nas mogła dorzucić coś od siebie. Były też warsztaty teatralne – próbowaliśmy wyrażać ciałem swoje emocje, co było bardzo śmieszne, ale jednocześnie wymagało od nas nieco wysiłku. Mieliśmy też warsztaty plastyczne – z kolorowych kółek różnych rozmiarów tworzyliśmy rożne zwierzęta – krowy, psy… Dzieciaki z młodszych grup tez miały artystyczny dzień. Pojechały do skansenu w Maurzycach na warsztaty wycinanek. Przywiozły swoje arcydzieła sztuki i wszyscy podziwialiśmy pięknie wyklejone koguciki. A jutro… plaża!!!
Wtorek, 5 lipca.
Takie życie to ja rozumiem. Woda, ciepły piasek, słońce i trochę wietrzyku. Tak było dzisiaj w Wildze, gdzie spędziliśmy cały dzień. Pojechaliśmy całą półkolonią, na plażę zwaliła się więc całkiem niezła banda – ponad 90 dzieciaków. Było bombowo.
Środa, 6 lipca
Po dzisiejszym dniu mam nieco zaburzoną równowagę i grawitację a to za sprawą wizyty w Pęcławiu i najtrudniejszej trasy linowej. Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, żeby zabawić się w człekokształtne i wspinać po samą koronę sztucznej palmy. Wszystko mi się chwiało – łącznie z samą palmą nie wspominając o linach i przeszkodach. Nawet teraz się chwieje… J A pani ostrzegała mnie przed wejściem… oczywiście za żadne skarby świata nie przyznam się, że się bałam, bo zaraz bym usłyszała: „A nie mówiłam?” Młodsi pojechali do kina na „Gdzie jest Dory?”. My jedziemy jutro, ale na inny film – BFG czyli „Bardzo Fajny Gigant”.
Czwartek, 7 lipca
„Bardzo Fajny Gigant” to naprawdę bardzo fajny film. Niby śmieszny, ale na koniec jakoś chciało się płakać. Młodsi mieli Giganciarów w naszym kinie. Oglądałyśmy zdjęcia i widać, że świetnie się bawili. Podobno prawie wszyscy występowali, mieli kostiumy, własne aranżacje… A konkurencje cudaczne: oprócz śpiewu i tańca była recytacja, kręcenie hula hopem i skoki na skakance! Najwięcej sensacji wzbudził podobno Kuba, który ZAŚPIEWAŁ „Gangnam Style” – tak, tak! To ma słowa i Kuba ich się nauczył. Niesamowite. Podobno była tez niezła dyskoteka, bo wszyscy tańczyli na samo zakończenie i podobno najbardziej szaleli chłopcy z trzeciej grupy! No, proszę…
Piątek, 8 lipca
Młodsi mieli dzisiaj warsztaty teatralne, zajęcia sportowe i plastyczne. A nam ostatni dzień pierwszego turnusu upłynął na stanowisku archeologicznym. Słyszałam, że od kilku lat w Czersku prowadzone są wykopaliska, ale nie miałam pojęcia, że można tak sobie przyjść i popatrzeć. No i dziś pierwszy raz w życiu widziałam na żywo archeologów w akcji. Pani archeolog (a właściwie dwie panie) opowiadały nam o swojej pracy – to strasznie trudne tak kopać w ziemi i szukać śladów z przeszłości. Trzeba być cierpliwym i niesamowicie ostrożnym, żeby niczego nie przeoczyć. W drodze powrotnej Mikołaj, który „przypadkiem” miał ze sobą łopatkę, zaczął nią kopać podczas postoju. I jak myślicie, znalazł coś? Oczywiście, że tak! Wprawdzie był to kawałek zużytej opony rowerowej, ale zawsze coś. Obiecał, że po powrocie do domu, przekopie całe podwórko…